Z Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego
Samorządowcy nie są w stanie udźwignąć wyższych stawek płac minimalnych. Podczas posiedzenia KWRiST 31 sierpnia br. postanowili nie opiniować rozporządzenia w tej sprawie.
KWRiST
logo-KWRIST.jpg

5,4 mld zł w ciągu 10 lat

Samorządowcy zwrócili uwagę, że skutki tej regulacji przynoszą duże obciążenie dla całego sektora finansów publicznych.
- We wszystkich zamówieniach publicznych, także instytucje rządowe, będą musiały uwzględniać fakt, iż oferenci będą w kosztorysach zawierać wysokość płacy minimalnej, znacząco wyższą niż do tej pory. To oznacza, że wprowadzenie tej regulacji mocno podniesie koszty usług publicznych. Ten aspekt w przedłożeniu rządowym w ogóle nie był podnoszony. – mówił Marek Wójcik, ekspert ZMP.

Wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, Krzysztof Michałkiewicz odpowiedział, że w wyniku uwag samorządowców projektodawcy wyliczyli koszty podniesienia płacy minimalnej. I tak - w 2017 r. wyniosą one 499 mln zł, a w perspektywie 10 lat będzie to ponad 5,4 mld zł! Wiceminister dodał, że rozporządzenie było wielokrotnie zmieniane i do tej pory samorządowcy nie protestowali przy podnoszeniu płacy minimalnej.

Wyliczona kwota jest, zdaniem samorządowców, „porażająca” i domagają się wskazania źródeł jej pokrycia. Do tego czasu nie zaopiniują projektu. M. Wójcik sprostował też, że corocznie przy podnoszeniu płacy minimalnej strona samorządowa podnosi kwestię wyrównania ubytków związanych z wprowadzeniem zmiany. Zwłaszcza że in gremio JST są największym polskim pracodawcą.

Kolorowe pojemniki na odpady

Samorządowcy ostro skrytykowali i w rezultacie zaopiniowali negatywnie projekt rozporządzenia dotyczącego selektywnej zbiórki odpadów. Projekt narzuca jednolity standard selektywnej zbiórki poprzez wprowadzenie pojemników (lub worków) w odpowiednich do danej frakcji odpadów kolorach. To oczywiście spowoduje wzrost kosztów.

Samorządowcy wskazują, że proponowane rozwiązania abstrahują od specyfiki poszczególnych gmin, zarówno wiejskich, jak i dużych miast, które przez ostatnie 4 lata wypracowały własne sposoby realizacji celów wprowadzonych ustawą z 2011 r. Ich wprowadzenie w wielu gminach wiązać się będzie z kolejną „rewolucją śmieciową” i związaną z tym podwyżką opłat dla mieszkańców.

Mecenas Maciej Kiełbus, ekspert ze strony samorządowej zwrócił uwagę, że wydanie rozporządzenia jest fakultatywne, a więc minister środowiska może zastosować najpierw inne środki mające na celu wzrost poziomu selektywnej zbiórki odpadów. Mecenas podkreślił też, że samorządowcy wielokrotnie deklarowali wolę współpracy z ministerstwem przy wypracowywaniu lepszych, systemowych rozwiązań.

Wydawanie tego rozporządzenia 5 lat po wprowadzeniu nowego systemu oznacza niepotrzebną rewolucję, bo gminy w tym czasie zorganizowały – w najlepszej wierze i w najlepszy na danym terenie sposób – tę zbiórkę odpadów.

- W związku z tym jesteśmy przeciwni wydawaniu tego rozporządzenia, zwłaszcza że jest fakultatywne. – powiedział Andrzej Porawski, sekretarz strony samorządowej.

Konieczny wzrost odzysku

Jak wyjaśniał Andrzej Szweda-Lewandowski, wiceminister środowiska rozporządzenie trzeba wydać ze względu na nowe, dużo wyższe wskaźniki odzysku i recyklingu odpadów, jakie nakłada na Polskę Komisja Europejska. W 2014 r. poziom recyklingu wynosił 25% (w 2015 r. wzrósł o zaledwie 1%), a do 2020 r. musimy uzyskać już poziom 50%. Wydanie rozporządzenia jest też jednym z tzw. warunków ex ante – jeśli go spełnimy, to zostaną odblokowane środki unijne na gospodarkę odpadami. A kwota jest niebagatelna – 1,3 mld Euro. Według ministra problem nie będzie tak duży, gdyż z danych wynika, że na 2100 gmin, które brały udział w badaniu ankietowym, tylko 600 nie prowadzi zbiórki odpadów z podziałem na 4 frakcje.

Minister zapewnił, że jest otwarty na wypracowanie wspólnych, lepszych rozwiązań, które mogą być wprowadzone ustawą. Zaproponował też powołanie specjalnego zespołu w tej sprawie.

Tylko po co?

Samorządowcy jako praktycy, którzy organizują zbiórkę odpadów w gminach również deklarują chęć współpracy przy nowelizacji ustawy. Jednak projekt rozporządzenia rozbija obecny, ukształtowany już system odbioru odpadów.

- Wydanie rozporządzenia, wydanie setek tysięcy złotych na wdrożenie nowego koloru i nowego podziału pojemników doprowadzi do tego, że gdy będziemy rozmawiali o zmianach w ustawie usłyszymy, że będzie rzeczą nieefektywną i nieracjonalną zmienianie tego, co zostało ukształtowane tym rozporządzeniem, zwłaszcza jeśli zostaną w to zaangażowane środki unijne. – argumentował Grzegorz Kubalski, zastępca dyrektora Biura ZPP.- Projektodawców prosimy o zastanowienie się, po co to rozporządzenie ma być wydawane. Z całym szacunkiem, nie wydaje mi się, by poziom odzysku odpadów był uzależniony od tego, czy śmieci dzielimy na 2,3 czy 5 frakcji. Argument mówiący o tym, że dzięki wprowadzeniu ogólnopolskiego znormalizowania pojemników będziemy mogli wydać środki europejskie na standaryzację pojemników, która bez tego rozporządzenia nie byłaby potrzebna – wydaje mi się nietrafiony. – zakończył Kubalski.

Samorządowcy wymieniali jeszcze inne, techniczne problemy z wdrożeniem nowego rozporządzenia, np. skuteczność wprowadzenia 4-5 pojemników do małych mieszkań w bloku czy wprowadzanie nowych, dużych pojemników na kolejne frakcje odpadów w śródmieściach wielkich miast (gdzie po prostu brakuje na to miejsca). Kolejnym argumentem jest fakt, że gminy podpisały już długoterminowe umowy z firmami, które trzeba by zmieniać i podpisywać nowe, czasem powodujące wzrost opłat dla mieszkańców nawet o 100%.

- To rozporządzenie jest dysfunkcjonalne z punktu widzenia dotychczasowej praktyki. Również jeśli chodzi o skutki finansowe. Zastosowanie się do zapisanych tam działań oznacza, że musielibyśmy mieszkańcom powiedzieć: będziecie płacili więcej. Szczerze mówiąc w większości przypadków „jedziemy” na granicy opłacalności – nie dopłacamy, ale też nie możemy już więcej inwestować. Dlatego stanowisko strony samorządowej jest negatywne co do tego projektu. – zakończył dyskusję Krzysztof Żuk, współprzewodniczący Komisji ze strony samorządowej.

Weekendowe strefy płatnego postoju

Jacek Karnowski, wiceprezes ZMP, prezydent Sopotu zgłosił uwagę do pozytywnie zaopiniowanego projektu ustawy o drogach publicznych. Dotyczy ona kwestii pobierania opłat za parkowanie. Dzisiaj ustawa umożliwia ich pobieranie tylko w dni robocze – w przypadku miast turystycznych taki zapis się nie sprawdza. W takich miastach jak Sopot główny problem z parkowaniem i z wymuszeniem rotacji tego parkowania, a także z pobieraniem opłat, które idą na cele drogowe następuje w soboty i niedziele, a nie w dni robocze.

- Dlatego wnioskujemy, by umożliwić radzie miasta określenie, w jakie dni winny być pobierane opłaty. To powinno być w gestii samorządu. – mówił prezydent Karnowski. – Możemy też np. stworzyć strefy sezonowe, np., mamy w Sopocie część stref sezonowych, tylko nad morzem, ale tam też nie możemy pobierać opłat w weekendy. W niedziele jest tam naprawdę straszny horror. Mamy wnioski od mieszkańców, by uregulować tę sprawę. Stąd nasz postulat.

Nowelizacja ustawy o drogach publicznych ma na celu umożliwienie JST współfinansowania inwestycji drogowych prowadzonych przez Generalną Dyrekcję Dróg i Autostrad. Samorządowcy chcą, by dać możliwość wparcia finansowego w obie strony, by również GDAKiA mogła dołożyć się do inwestycji samorządowych.

Kolejne posiedzenie Komisji Wspólnej odbędzie się 28 września br.

Hanna Hendrysiak


POZOSTAŁE ARTYKUŁY